Wyszłam korytarzem, a Shirra ciągnęła mnie chcąc mnie wyrwać z tego domu.
- W sumie słusznie - mruknęłam do siebie i otworzyłam frontowe drzwi - ktoś jakby czekał na mnie. Miał na sobie białą bluzkę, oraz ciemne spodnie. Od razu załapałam kto to jest.
- Josh! A więc przyjechałeś! Nie mogę w to uwierzyć. Ja chyba śnie. - powiedziałam ciesząc się jak czterolatka. Uśmiechnął się do mnie. Podszedł blisko i niespodziewanie pocałował mnie.
- Jak mógłbym nie odwiedzić najpiękniejszej dziewczyny w całym Paryżu? - zapytał. Zarumieniłam się lekko, a potem przypomniałam sobie, że nie wyszłam na dwór przez Josha.
- Dlaczego tylko w całym Paryżu? - zapytałam z nutką żalu w głosie. Gdy usłyszał słowa odszedł ode mnie i schylił się. Wyciągnął rękę po najpiękniejszego kwiatka którego widziałam w całym moim życiu. Bez wahania zerwał i wręczył mi.
- Co ty robisz? Ten gatunek jest pod ochroną! - syknęłam do niego.
- Ale jest piękny co nie? - powiedział głosem pełnym nadziei. Rozejrzała się. Zauważyła kogoś kto bacznie przyglądał się Joshowi.
- Radzę Ci zostaw ten kwiat w spokoju! Zostaw zanim będzie za późno! - nie posłuchał za to przypadkowo rozerwał go na strzępy. Wlały się do jego oczów łzy.
- Tak mi przykro Dario chciałem... - zaczął przepraszającą mowę. Przerwałam mu automatycznie. Zauważyłam, że mężczyzna wychodzi z ukrycia i kieruje się prosto na nic nie wiedzącego nastolatka. Tak się bałam, że pobiegłam do lasu. Biegłam nie patrząc zupełnie dokąd. Po prostu musiałam zwiać. Dopiero po 2 minutach zauważyłam, że zupełnie nie znam tego miejsca.
- Boże jak tu mrocznie! - krzyknęłam do Shirry. Pies zaczął się skulać pod drzewem przez ton mojego głosu, ale ja nie dbałam o to. Najważniejsze było to, żeby wydostać się z tej świątyni drzew.
- Co jeśli nigdy nie wyjdziemy z tego miejsca? Co jeśli zostaniemy tu na zawszę? - zaczęłam panikować co w moim wykonaniu było nienormalne.
- Dlaczego tak płacze? - zapytałam sama siebie po czym przytuliłam się do mięciutkiego futerka jej pieska. Ktoś chwycił mnie za ramię, a ja przestraszyłam się nie na żarty. Odwróciłam się. Moim straszydłem był niski chłopak o bladej cerze z długimi czarnymi włosami zapiętymi w warkoczę.
- Heh chyba Cie nie wystraszyłem? - zapytał - głos miał pełny obawy.
Ten rozdział jest wyjątkowo najkrótszy z możliwych z powodu braku weny.